- autor: radar796, 2016-10-03 09:55
-
W dniu meczu 6. kolejki spotkań skierniewickiej klasy B w gr. II niewiele było powodów, by w szeregach Korony panował spokój. Spotkanie z Manchatanem nasi zawodnicy musieli rozpocząć od przystosowania zagrań do rozmiarów boiska w Trzciannie, które do największych nie należy. Niepokój budziła też liczba naszych piłkarzy gotowych do gry. Graliśmy bez ławki, ale na szczęście w jedenastu również z boiska schodziliśmy. Po pierwszych "badawczych" minutach strzelanie rozpoczął Sylwester Popczyk. W 19. minucie zaskoczył bramkarza dając Koronie prowadzenie. Nasi poszli za ciosem i chwilę później było już 0:2 za sprawą bardzo aktywnego w tym meczu Rafała Zawitkowskiego. Do gwizdka kończącego pierwszą połowę mimo prób z obu stron więcej bramek nie padło. Co więcej nic nie zapowiadało tego, czego świadkami byliśmy w drugiej odsłonie. Dobrze zaczymamy i wydaje się, że kontrolujemy to, co dzieje się na boisku. Po ok. 10 minutach od wznowienia "Popek" ponownie dokłada nogę w odpowiednim momencie i daje nam 3-bramkowe prowadzenie. Wśród ekipy z Kawęczyna zaczyna się nerwówka, czego odzwierciedleniem są prowokacyjne wyzwiska kierowane do naszych graczy i "pyskówki" z trybunami, których cytować nie będziemy. Niby w klasie B codzienność , ale jesli prym w tym wiedzie kapitan drużyny to średnio świadczy o kulturze gry całego zespołu, ktorej przed meczem jak najbardziej się spodziewalismy. Nasi nie dają się sprowokować, ale coś psuje się w grze i nie wiedzieć czemu oddajemy pole gospodarzom. Pierwsze ich trafienie wpada po dwóch dobitkach i niemałej kopaninie w polu karnym "Domana". Bramka ta dodaje skrzydeł miejscowym a do tego do gry już oficjalnie dołącza się arbiter spotkania. Wyciąga on rękę do naszych rywali dyktując rzut karny "z... kapelusza". Mamy 3:2 i Kawęczyn zapędza się coraz wyżej zdobywając kolejne metry przy niekrytym udziale sędziego, który w każdej możliwej sytuacji cofa akcje do miejsca faulów, byle bliżej naszej bramki. Wyraźnie widać, że coś tu się drukuje. Bezradni wobec wyczynów sędziego Koroniarze najpierw po uderzeniu ze sporej odległości tracą bramkę dającą Manchatanowi remis. Kilka minut później spełniają się czarne wizje fanów Korony-po uderzeniu od słupka gospodarze prowadzą 4:3. Nadzieje na choćby w pełni zasłużony punkt powoli uciekają, ale nasi grają do końca. Po faulu na Rafale Zawitkowskim do piłki podchodzi Kamil Seliga. Po jego mocnym uderzeniu bezpośrednio na bramkę piłka przełamuje ręce bramkarza i wpada do siatki. W końcowych minutach sędzia znów gra swoją grę, jakby był na innym meczu. Nie odgwizduje faulu na naszym napastniku w polu karnym, co gorsza puszcza grę nie interesując się leżącym pod bramką zawodnikiem. Grę przerywa dopiero, gdy nasi w swoim polu karnym odbierają piłkę a wokół boiska słychać tylko "LEŻY!!!" Parodia sędziowania nawet jak na B-klasę. Bramka Kamila była ostatnią w tym meczu. Trzy punkty były dziś w zasięgu ręki. Niektórych rzeczy nie da się jednak przeskoczyć. Musimy się zadowolić tylko i aż jednym punktem wywiezionym z Trzciannej. Czekamy na rewanż w Konopnicy. Za tydzień mecz z Boguszycami, ciężki mecz, bo to zupełnie inna drużyna niż ta, którą gościliśmy na sparingu podczas okresu przygotowawczego. Niemniej bezwzględnie trzeba go wygrać!! Na koniec składamy najserdeczniejsze życzenia szczęścia i powodzenia we wspólnym życiu naszemu Wojtusiowi i jego wybrance, którzy ślubowali sobie miłość w ten weekend - nieobecność usprawiedliwiona ;) =)