- autor: radar796, 2018-09-10 14:51
-
Niedzielne spotkanie o B-klasowe punkty z regnowskim Sokołem było kolejnym z serii “podwyższonego ciśnienia” w wykonaniu Koroniarzy. Obie połowy tego pojedynku przybrały dla Korony podobny schemat -dobre dwa kwadranse i piętnaście minut błędów. Wejście w mecz było dla nas idealne. Rozpoczyna się trzecia minuta i zdecydowanie wyróżniający się tego dnia na boisku KRZYSIEK SKURA przeprowadza niemal z własnej połowy indywidualną akcję zwieńczoną bramką. W tej części meczu rywale sporadycznie docierają do naszego pola karnego, my grę prowadzimy, ale decydujących momentach…”kaszana”. Jak nie za słabo to za mocno, a jak już z mocą OK to celność zawodzi. Tak sobie pełni optymizmu popróbowaliśmy do 39 minuty i BANG! Jedno około 20 metrowe podanie po przekątnej naszej połowy otwiera rywalom szansę na bramkę. Ku uciesze zgromadzonych miejscowych fanów futbolu szansa ta zostaje bezlitośnie zamieniona na gola. Do przerwy 1:1. Chwilę po rozpoczęciu drugiej części gry mamy dejavu z meczu przeciw Sobpolowi- kolejna nieuznana “ręka “ w polu karnym u rywali. Pan sędzia, do którego większych pretensji za całe spotkanie mieć nie można miał jednak w tej sytuacji bardziej "sokole" niż "koroniarskie" oko ;) . Rzutu karnego w 58. minucie po faulu w “szesnastce” Sokoła już nie dało się jednak nie gwizdnąć. Naprzeciw swojego vis a vis stanął SYLWESTER POPCZYK i pewnie wykorzystał szansę dając Koronie prowadzenie. Przy stanie 1:2 na boisko wbiega MATEUSZ KACPRZYK zmieniając Wojtka Stankiewicza i bez skrupułów zalicza małe “wejście smoka”, gdyż po 5 minutach obecności na boisku wykorzystuje wypieszczone podanie Krzyśka Skury i podwyższa prowadzenie GKSu na 1:3. Upływa jeszcze kilka spokojnych minut i zaczyna się zadyszka a może nawet i niemoc w naszych szeregach. Dopuszczamy do samowolki przed naszym polem karnym. Nie potrafimy odsunąć “ciężaru gry” od własnej bramki i ratujemy się wybiciami piłki na rzuty rożne. W 80. minucie “róg” na “gol” zamieniają łapiący wiatr w żagle ambitni gospodarze tego meczu. Pięć minut później powtórka z rozrywki...Sokół wprowadza piłkę z narożnika boiska a Emil Staśkiewicz pakuje bramkę na 3:3. “ Od 1:3 do 4:3..?”-przemknęło pewnie w głowach wielu….ale nie tym razem. Obie ekipy mogły przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść , ale nas uratowała noga “Popka” a rywali nasze zwlekanie z ostatnim strzałem. Za tydzień Muskador...nie ma czasu na nudę :)